poniedziałek, 12 sierpnia 2024

BIAŁY SUFIT

 

 

El Lissitzky, fragment plakatu USSR-Russiche Ausstellung, Zurich, 1929

Igrzyska olimpijskie rozpoczęły się od transgenderowej wersji „Ostaniej wieczerzy” Leonarda da Vinci, a upłynęły pod znakiem zapytania co do tożsamości płciowej złotych medalistek w boksie, które bynajmniej na zawodniczki nie wyglądają. Badania genetyczne (garść faktów na temat badań przeprowadzonych na zlecenie Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu) wskazują co innego, niż twierdzi komitet olimpijski, który uparcie identyfikuje jej jako kobiety.


Słowem upłynęły nie tyle pod znakiem transgender, co pod znakiem triumfu transgenderowej ideologii, która w skrócie mówi o tym, że mniej ważne są wszelkie obiektywne, biologiczne cechy płci, kluczowe jest to, jak dana osoba swoją płciowość definiuje. Triumf jest oczywisty, ci, którzy wyrażali wątpliwości zostali zagonieni do narożnika i etykietowani jako nietolerancji faszyści.


Cała ta sytuacja, gdy zawodniczki zrezygnowane schodziły z ringu obawiając się o swoje zdrowie w starciach z tymi kobietami o ewidentnie męskich cechach, przypomina mi opisany przez Tyrmanda (Dziennik 1954) przebieg meczu polskiej i radzieckiej drużyny piłkarskiej w Krakowie siedemdziesiąt lat temu, gdy w Polsce wciskana była terroryzowanemu społeczeństwu ideologia komunistyczna. Mecz oglądało 50 tys. krakowskich kibiców bynajmniej nie darzących radzieckich piłkarzy sympatią, do tego sędzią był Rosjanin. Nie było wątpliwości kto jest faworytem. Wydawać by się mogło, że w takim kontekście towarzysze zachowają umiar, spróbują raczej zjednać sobie publiczność grając fair, niż zaogniać sytuację. Nic z tych rzeczy. Nie grali fair. Grali niesamowicie brutalnie, a sędzia w oczywisty sposób był stronniczy i nawet nie próbował tego ukrywać. Oczywiście triumfowali. Dlaczego tak zrobili? Bo mogli. Ówczesne media przekazywały zgoła odmienny obraz meczu niż ten, który widzieli ludzie na stadionie.


Tyrmand tego nie wspomina, ale można tu odnieść się do znanej definicji komunizmu sformułowanej przez Józefa Mackiewicza, tzw. definicji sufitowej. Pytanie: jak przekonać, że biały sufit jest czarny? Każdy logicznie myślący człowiek zacząłby od wyjaśniania, że biały sufit wcale taki biały nie jest, na jaki wygląda. Że tu i tam jest całkiem przyczerniony, a zatem nie można uznać jednoznacznie, że sufit jest biały. Komunista tak nie będzie działał - wskaże biały sufit i powie bezczelnie: ten sufit jest czarny, kto sądzi inaczej, ten nie tylko się myli, co wykazuje złą wolę. Po takim konsekwentnym powtarzaniu przez zgodny chór, że biały sufit jest czarny, nawet ci najbardziej ufający we własny zmysł wzroku nabiorą wątpliwości. Zwłaszcza jeśli za stwierdzeniem, że biały sufit jest biały grożą przykre konsekwencje. Na przykład wyrzucenie z pracy.


Dziennikarze i komentatorzy sportowi zrozumieli lekcję udzieloną Przemysławowi Babiarzowi i zachowali się podobnie jak ich koledzy i koleżanki 70 lat temu komentując mecz piłkarski z udziałem radzieckich sportowców. Żaden z nich nie poddał w wątpliwość płci osoby, która kilkoma ruchami niezwykle jak na kobietę długich ramion odprawiała do narożnika swoje przeciwniczki z zakrwawionymi i zapłakanymi twarzami. W ich śladem poszli zatem dziennikarze, którzy też zaczęli większą uwagę kierować na pokonane niż na wątpliwych zwycięzców - czujnie badano, czy pokonane nie będą dawać do zrozumienia, że coś jest w tym wszystkim nie tak, nie będą pokazywać jakiś kontestacyjnych gestów, a jeśli pokażą, trzeba je będzie za to potępić. Większość z tych pokonanych przez bokserki w męskich ciałach odcięła się od wszelkich dyskusji na temat tego, czy sufit jest biały czy czarny, a niektóre złożyły nawet samokrytykę, jeśli wcześniej wymsknęły im się nieodpowiednie słowa.


Sufitową linię przyjęli także działacze olimpijscy - to nie są przypadki dyskusyjne, to są po prostu kobiety i tyle. A kto myśli inaczej wykazuje złą wolę i najprawdopodobniej jest faszystą.


Pozostaje pytanie - dlaczego ta ideologiczna przepychanka odbywa się przy okazji zawodów sportowych. Czy chodzi tu o masowość wydarzenia? Czy o to, że sport - przynajmniej w powszechnym odbiorze - jest postrzegany jako sfera gdzie królują jasne, mierzalne zasady? Nie to, co w kulturze, polityce czy mediach, w których panują dość mętne reguły i wszystko jest płynne. Trudno wskazać, że coś jest białe lub czarne. Natomiast w sporcie liczy się wynik. Ktoś jest szybszy, ktoś skacze dalej. Tu podział na zwycięzców i pokonanych jest dość jasny. A zatem można przeprowadzić operację sufitową.

Pierwszym efektem jest to, że kobiety w boksie mają teraz specyficzny sufit - mogą trenować i walczyć wytrwale, ale jeśli na którymś etapie trafią na męskie ciosy - zamyka się ich szansa na awans. Nigdy złoto, ewentualnie srebro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz